Z Kozłówki do Biarritz u stóp Pirenejów...

gallery_(2)

gallery_(2)

gallery_(2)

Przechadzając się wśród obrazów w kozłowieckich zbiorach, można zatrzymać się właściwie przy każdym, dowolnym, bo każdy zada inne pytanie i opowie inną historię. Między szeregami portretów uwagę przechodzącego zwraca od razu „Pejzaż ze skałą” nieznanego autora. To olej na płótnie, średnich rozmiarów, 62 x 44,5 cm. Przedstawia nadmorską skałę o malowniczym kształcie, z otworem w środku, w którym widać morze. Po prawej stronie skale przygląda się mężczyzna. W tle na wzgórzu widać kilka krzyży. Ponad całą kompozycją, na ciemnym niebie kłębią się chmury, kompozycyjny kontrapunkt dla bryły skały. Obraz jest namalowany dużymi zdecydowanymi pociągnięciami pędzla w partiach skały oddającymi fakturę. Impasty zdradzają mimo wszystko malarza nie impresyjnego, a raczej precyzyjnego w rejestrowaniu obserwacji, co szczególnie dobrze wyraża dobieranie koloru. Dominuje tonacja ochrowa skały, szarości ciemnego nieba i ciemne, zimne zielenie. Jeśli dodamy do tego skłębione na niebie potężne cumulusy i wyobrazimy sobie silną morską bryzę, możemy odgadnąć, że artysta malował ten pejzaż w wietrzny dzień rozjaśniony mocnym słońcem. Zmysł obserwacji natury jest tu tak silny jak u romantycznych pejzażystów angielskich początku XIX wieku.

W prawym dolnym rogu obrazu stoi dżentelmen z lekko zadartą do góry głową – podziwia skałę i, widoczny w jej środku, sięgający horyzontu ocean. Ubrany jest w strój typowy dla pierwszej połowy, a prawdopodobnie lat 30. XIX wieku: surdut, cylinder oraz Vatermörder lub ciasno zawiązany wysoki halsztuk. Pod ręką trzyma może szkicownik, może przewodnik, a  intuicja podpowiada, że jest to dziewiętnastowieczny „turysta” –  podróżnik, być może podczas Grand Tour, zwiedzający najpiękniejsze i najciekawsze miejsca europejskiego kontynentu. W jego sylwetce, skonfrontowanej z ogromną skałą i morską przestrzenią, pochmurnym niebem, w zestawieniu aktu patrzenia i wizerunku elementu przyrody – mniej lub bardziej wprawny obserwator może odnaleźć echa ikonografii romantycznego pejzażu. Nietrudno też sobie wyobrazić, co dżentelmen ma przy sobie na kartach w tajemniczych okładkach. Jeśli to szkicownik, z pewnością zawiera rysunki i akwarele, zestaw impresji z widoków z podróży, w technice szybkiej i prostej, tak popularnej wśród podróżników w XIX wieku. Wszak w tym stuleciu w Europie zapanowała moda na podróże. Bywalcy salonów, mniej i bardziej zamożni arystokraci, artyści, literaci, naukowcy – spotykali się na krzyżujących się szlakach nie tylko Starego Kontynentu.

Zdecydowane barwy tego obrazu przyciągają uwagę widza, ale nie bez znaczenia jest też kompozycja. Nie jest to pejzaż oferujący szeroki horyzont i pozwalający błądzić spojrzeniu w przestrzeni. W ciasnym kadrze jest miejsce tylko na człowieka i skałę, która dyskretnie otwiera widok na morze. Taka konfrontacja sprawia, że uwaga widza skupia się na jednym realistycznym wycinku z krajobrazu, dodatkowo sygnalizując w ludzkiej sylwetce w rogu rytuał podziwiania, dając metakomentarz dla widza. Artysta skorzystał tutaj z wypracowanego przez jego dziewiętnastowiecznych poprzedników sposobu patrzenia na pejzaż przez fragment, kadr skupiony na obiekcie przyrody. Pod kompozycją tego obrazu, raczej określoną przez realny wygląd tego wycinka rzeczywistości, a nie malarskie zestawianie motywów z krajobrazu, pod uchwyceniem tego „kadru”, prześwituje myślenie o czworokącie płótna w sposób prefotograficzny, bo w następnych dekadach fotografie będą oscylować w granicach podobnego „realizmu”.

Tyle mówi nam lico obrazu, ale więcej wyjaśnia hasło zawarte z tyłu, na podobraziu. Na starym płótnie, czarne, odręcznym pismem nakreślone litery mówią: „Loge de THÉÂTRE près de Biarritz”. Napis wiele wyjaśnia. Biarritz to miejscowość w południowej Francji, przy granicy z Hiszpanią, na wybrzeżu Zatoki Biskajskiej. „Teatralna loża” to nazwa skały z obrazu, nazwa która zapewne nasuwa się sama, gdy ze skalnego obramienia można podziwiać teatr przyrody w falach Oceanu Atlantyckiego. Ta skała była podziwiana przez podróżników i uwieczniana na obrazach, fotografiach i pocztówkach od dobrych dwustu lat, po czasy dzisiejsze. Kozłowiecki pejzaż może ilustrować okres pierwszej połowy XIX wieku, ale i pod koniec stulecia ten obiekt miał nie mniejszą popularność, co widać na licznych zachowanych pocztówkach. Dziewiętnastowieczne pocztówki, utworzone przecież z fotografii, pokazują ten sam obiekt w podobnym kadrze

.Autor obrazu, malując skałę w pierwszej połowie XIX wieku, prawdopodobnie zastał Biarritz jako już modne, ale jeszcze zaciszne, nadmorskie, a przede wszystkim romantycznie malownicze miasteczko. Od drugiej połowy XVIII wieku mała rybacka wioska zaczęła się rozwijać i przyciągać podróżników, a także wypoczywających arystokratów, lecz prawdziwy rozkwit na miarę typowego kurortu Biarritz osiągnęło w drugiej połowie XIX wieku, a to za sprawą powszechnej industrializacji i rozwoju kolei. Pod koniec stulecia w czasie sezonu liczba wypoczywających w tym małym miasteczku sięgnęła kilkudziesięciu tysięcy. Malarz, który na płótnie uwieczniał skałę „Loge de Théâtre” w latach 30. XIX wieku, nie mógł przypuszczać jak sławne, bogate i zatłoczone stanie się to miejsce, które stanowiło dobry temat dla romantycznego pejzażu.

Już w latach 50. XIX wieku do Biarritz dotarły luksusowe sklepy z Paryża i Londynu, a nawet wary kupców orientalnych. Główna promenada tętniła życiem, co doskonale oddaje fragment relacji „Bathing with an Emperor” z magazynu „London Society” z 1866 roku: Ta jedna długa ulica w Biarritz jest radosna i zatłoczona jak jarmark w letni wieczór. Jaskrawo oświetlone sklepy mienią się i iskrzą w pełnym splendorze biżuterii i innych świecidełek; na zewnątrz kawiarni każde miejsce jest zajęte, lody cieszą się popytem, a tłumy lekko i barwnie ubranych przyjezdnych przechadzają się promenadą, spoglądając na witryny jubilerskie lub gapiąc się na zbieraninę przedmiotów w sklepie z osobliwościami, gdzie dziwaczne chińskie potwory, inkrustowane tace na herbatę, bogato zdobione wachlarze i starożytne klejnoty czekają na zakup. Tłumy owe dziwują się jegomościowi z Turcji, który w stroju narodowym, w pysznych szerokich spodniach i z karmazynowym fezem na głowie, stoi w drzwiach swojego sklepu i pali papierosa; zachwycają się tłumy „prawdziwym Chińczykiem” – jak określa jego postać wywieszka nad drzwiami sklepu – który, w pełnym stroju chińskim, z warkoczykiem, skłania głowę tak energicznie jakby był mandarynem, a przy tym stara się wyglądać jak rodowity mieszkaniec Pekinu a nie Paryża; tłumy uciesznie przyglądają się małpce wykonującej sztuczki i tańczącym psom, które jakiś odważny naciągacz zawiózł tak daleko z nadzieją zarobienia pod gołym niebem kilku solidów od publiczności. Ludzie śmieją się, żartują, flirtują, palą tytoń. Poza sklepami są tu także kramy rozstawione pod drzewami, w których można nabyć laski, rzeźbioną kość słoniową i inne nieodzowne w życiu przedmioty, a przy których roją się chmary przyjezdnych.

Do pełnego blichtru Biarritz przybywali znamienici goście: artyści, literaci, arystokraci, a także rodziny królewskie, wśród wielu innych warto wymienić: członków carskiej dynastii Romanowów, królową Wielkiej Brytanii Wiktorię i króla Edwarda VII, króla Hiszpanii Alfonsa XIII. Napoleon III obrał sobie Biarritz jako stałe miejsce na letnią rezydencję i wypoczynek połączony z kąpielami. W 1865 roku odbyło się tam historyczne spotkanie Napoleona z Bismarckiem. Spotkanie za zamkniętymi drzwiami dwóch wielkich wodzów, mimo że bez znaczących postanowień obu stron, bez wątpienia w jakiś sposób złożyło się na późniejszy bieg wydarzeń i losy Europy.

Villa Eugènie, rezydencja Napoleona, czerwony ceglany budynek w neostylu nawiązującym do francuskiej architektury początku XVII wieku, był jednym z dwóch największych akcentów w pejzażu nadmorskiego miasteczka. Drugi akcent to ogromny biały budynek kasyna, serce Biarritz. Tam zbierała się wieczorami cała socjeta, by korzystać z kurortowych atrakcji XIX wieku: oczywiście gry w karty lub bilard, ale też pokazów tanecznych i teatralnych oraz koncertów.

To właśnie znak kasyna w Biarritz widnieje na jednym z listów Konstantego Zamoyskiego w zbiorach archiwum pałacu w Kozłówce. Konstanty odwiedził miasteczko wraz z żoną Anielą trzy lata po ślubie, we wrześniu 1873 roku – a podobno była to najlepsza pora dla odwiedzenia Biarritz. Hrabia wykorzystał ten czas jak typowy ówczesny wczasowicz, o czym w dniu 14 września pisał do ojca: Śpieszę donieść kilkoma słowy kochanemu drogiemu Papie o sobie i nas wszystkich i udzielić Mu niektóre wiadomości o pobycie naszym zresztą bardzo przyjemnym tutaj. Nasamprzód porządek dzienny nasz tutaj jest następujący: Z rana kąpiel morska, następnie śniadanie, po czem spacer lub wycieczka jaka po okolicy; obiad około 6tej, wreszcie na zakończenie dnia całe towarzystwo bawiące tu gromadzi się w Kasynie, gdzie co wieczór tańcujemy i bawimy się bardzo wesoło. Obecnie bawią tu Karol Zamoyski i Janio (młodszy brat Konstantego – przyp. aut.). Niedługo zaś spodziewamy się zapowiedzianego nam przybycia Władysława Czartoryskiego z żoną i synem Guciem. Wtedy koło nasze będzie liczniejsze, chociaż i teraz użalać się na samotność nie możemy, przeciwnie, jesteśmy jak teraz dość liczni, co dużo przyczynia się do uprzyjemniania nam pobytu w Biarritz. Kąpiele morskie służą bardzo nam wszystkim. Nasze panie szczególnie bardzo są zadowolone. Janio jeden nie kąpie się, oddycha tylko powietrzem tutejszym.

Spostrzegawczy czytelnik zauważy, że przecież Konstanty pisał ten list w czasach wiktoriańskiej pruderii, gdy przypadkowo podwinięty rąbek sukni ukazujący kobiecą stopę i kostkę był nieprzyzwoitością. A jednak hrabia pisze o prawdziwych morskich kąpielach, co więcej – kąpielach, z których panie były „szczególnie zadowolone”. Naturalna ciekawość każe zatem spytać, jak mogła wyglądać taka morska kąpiel hrabiego i hrabiny w czasach surdutów i gorsetów, ale temat strojów i zwyczajów kąpielowych na plażach w XIX wieku zasługuje na osobną opowieść w następnym odcinku.

Opr. Stefania Ambroziak

Alert Systemowy