- Strona główna
- Wydarzenia
- Rocznica śmierci Konstantego Zamoyskiego
Dziewięćdziesiąt sześć lat temu, 31 stycznia 1923 roku, zmarł I ordynat na Kozłówce, Konstanty Zamoyski. Po śmierci żony Anieli w 1917 roku żył samotnie, przy konającym czuwali jedynie służący i oni też stawili się jako świadkowie przed księdzem Janem Furmanikiem w kościele parafialnym w Kamionce dla spisania aktu zgonu.
W Księdze Zmarłych z lat 1906–1927 zapisano:
„Działo się w osadzie Kamionce dnia drugiego lutego tysiąc dziewięćset dwudziestego trzeciego roku w południe stawili się Józef Krajewski lat sześćdziesiąt dwa i Adam Jabłoński lat pięćdziesiąt pięć wyrobnicy z folwarku Kozłówka i oświadczyli, że dnia trzydziestego pierwszego stycznia bieżącego roku o godzinie trzeciej rano zmarł w pałacu kozłowieckim hrabia Konstanty Zamojski lat siedemdziesiąt sześć urodzony w Warszawie syn Jana i Anny z hrabiów Mycielskich małżonków Zamojskich zmarły jako wdowiec od lat pięciu.”
Świadkowie, określeni jako wyrobnicy z folwarku, w rzeczywistości pracowali w pałacu i należeli do osobistej służby hrabiego. Józef Krajewski pracował jako kamerdyner również za czasów kolejnego ordynata, Adama. Wspominał go Antoni Belina Brzozowski: „Stary Krajewski w czarnym surducie, z pięknymi, falującymi, siwymi włosami, podkręcając z lekka swe wąsy, nalewał wina lub dyrygował dyskretnie służbą.” Drugi ze służących także pojawia się we wspomnieniach, tym razem malarza Zygmunta Kamińskiego: [Konstanty Zamoyski] zajeżdżał lekkim powozikiem (…) zawsze w towarzystwie starszego kamerdynera, którego zadaniem było opiekować się ordynatem, dotrzymywać mu towarzystwa, zabawiać go i dostarczać rozrywek; jednym słowem był to jakby nieodstępny piastun i adlatus hrabiego – nazywano go „pan Adam”.
Ciało ordynata złożono na cmentarzu w Kamionce, w krypcie kaplicy grobowej, którą wzniósł w roku 1890. Uroczystości pogrzebowe wywarły na uczestnikach i widzach ogromne wrażenie.
Po latach jeden z nich opowiadał o tym pracownikowi muzeum. „W czasie lutowych roztopów cztery czarne konie ciągnęły sanie ze zwłokami Konstantego Zamoyskiego z Kozłówki na cmentarz parafialny w Kamionce. Przy każdym koniu kroczył służący, jedną ręką trzymając go krótko przy pysku, drugą unosząc wysoko w górę zapaloną pochodnię. Tak brnęli, grzęznąc po kolana w rozmiękłej brei, a migotliwe światło odbijało się w śniegu”.